Kolejna Historia nr.13 Część młodości
Zacznę moją opowieść od wczesnej młodości. Byłem pogodnym i wesołym
chłopcem,bardzo religijnym bo tak zostałem wychowany. Zawsze potrafiłem
radzić sobie w każdej sytuacji. Moja mama zaczęła nas uczyć pisać i
liczyć już w wieku 4-5 lat. Ja z chęcią się uczyłem bo lubiłem dużo
wiedzieć, więcej od innych. W wieku 2-3 lat przewróciłem brata
ciotecznego,po czym zostałem skrzyczany strasznie przez babkę i jego
rodziców,bo się rozpłakał. Wystraszyli mnie na tyle, że zacząłem się
jąkać. Strasznie się jąkałem, nie potrafiłem wymówić słowa. Nawet
przestałem mówić w ogóle, bo było mi wstyd, że się jąkam. Mama woziła
mnie po lekarzach, ale to nie pomagało,aż jedna lekarka zaproponowała
znachorkę z Orli. Pojechaliśmy tam, pomodliła się, machnęła czymś nad
głową i dała chlebek. Coś trzeba było wyrzucić takie zawiniątko na
rozstaju dróg i w domu przed snem pomodlić się, stanąć na progu, zjeść
kawałek tego chlebka i prawą lub lewą ręką wrzucić za siebie nie
pamiętam tylko co. Dziwne bo to jedyne pomogło, jąkanie zaczęło
ustępować po tygodniu, po miesiącu mówiłem już normalnie do tej pory
mówię. Taka dziwna sytuacja, ale ważne, że pomogło. W wieku 5 lat ciocia
mojej mamy zabrała mnie do swojego syna na wakacje, pod niemiecką
granicę do miasta Kostrzyń. Wystarczyło przejść most i były już Niemcy.
Fajnie mieli własny dom,taką wille i miałem swój pokój, polubiłem wujka
od razu, ciocia chyba nie za bardzo za mną przepadała, bo wujek trochę
mnie faworyzował względem ich córki,ale też była ok. Ich córka była
ładna,nawet mi się podobała moja kuzynka, ale strasznie wredna była.
Miała koleżankę razem na mnie nadawały. Trochę to była taka miłość
młodzieńcza,ale nie zdawałem sobie sprawy, że i tak ta miłość nie ma
sensu, zresztą często się sprzeczaliśmy, głownie przy stole, była
rozpieszczoną pannicą. Któregoś razu się posprzeczaliśmy, jakiś sąsiad
starszy wyszedł i chciał mi wlać, przewrócił tylko,ale tak się
wkurzyłem, że chwyciłem za kamień leżący blisko i chciałem w niego
rzucić. Na szczęście wyszła ciocia mojej mamy,nazywałem ją babcią.
Uspokoiła mnie i nie rzuciłem,to była dobra i religijna kobieta. Po tej
akcji ne odzywałem się do córki mojego wujka, do momentu, aż z koleżanką
nie zaczęły mnie podrywać. Pogadaliśmy sobie i rozeszło się po
kościach. Pamiętam jak wujek poszedł z psem na spacer, poszedłem go
szukać. Idę po jakiś górkach, jestem na dole i z góry widzę wujka z
psem, zawołałem go, pies nagle zaczął biec w moją stronę. Nie znałem go,
chyba wujek i ja się razem przestraszyliśmy. Wujek krzyczał żebym się
nie ruszał, żebym nie uciekał i tak zrobiłem. Pies w moment był koło
mnie, był to owczarek niemiecki większy ode mnie, stałem w bezruchu i
starałem się nie bać. Gdy wujek podbiegł złapał psa i ja już się nie
bałem. Pies tylko obiegł mnie na około i obwąchał, stałem jak wryty.
Wujek chyba chciał mieć syna, a miał córkę może temu tak mnie polubił.
Pamiętam jak zabrał nas nad jakieś jezioro, fajne domki były tam
góralskie. W dzień kąpałem się w jeziorze,nie umiałem pływać,a moja
kuzynka ze skrzydełkami na rękach udawała, że potrafi i trochę mi
dokuczała. Wieczorem piekliśmy barana na ognisku na rożnie. Nie lubiłem
mięsa,ale wujek mnie przekonał że jest dobre i spróbowałem. Zjadłem
kawałek mimo, że strasznie wybredny byłem i jestem do mięsa. To był
fajny czas ognisko śpiewy, naokoło było słychać śpiewy także innych
ludzi. Taka miła atmosfera wtedy panowała, śmiechu i zabawy. Gdy z
babcia wracałem pociągiem to też było fajnie, ludzie wtedy byli inni,
bardziej mili i usłużni. Już wtedy uczono mnie, że starszym trzeba
ustąpić miejsca w pociągu. To była fajna przygoda, taka podróż przez
całą Polskę pociągiem. Ja jako najstarszy z rodzeństwa zawsze musiałem
opiekować się siostrami. Często stawałem w ich obronie, taka karma.
Nauczono mnie, że kobieta jest krucha,ale dziś to się zmienia, są
bardziej silne od mężczyzn. Więc w młodości opiekowałem się nie tylko
siostrami, ale wszystkimi kobietami. Nie raz biłem się z powodu
dziewczyn, by obronić. W pewnym momencie jednak zrezygnowałem z bójek,
bo to nic nie dawało. Robiłem sobie tylko wrogów,a one i tak były jakie
były. Więc zacząłem się trzymać z chłopakami. To z nimi grałem w różne
gry i bawiłem się. Graliśmy w kreca na ziemi i na drzewach, w wojnę,
graliśmy w karty,w późniejszym wieku grałem w koszykówkę i piłkę nożną,
czasem ze starszymi od siebie,ale dobry w tym byłem. Wychodziłem z
założenia, że jeśli coś robisz rób to dobrze i robiłem. Poszedłem w
końcu do szkoły,miałem kawałek, najbardziej bałem się psów bo latały
bezdomne, raz jeden taki wielki z czerwonymi oczami biegał strasznie się
go bałem, że rzuci się na mnie, strasznie wyglądał i był większy ode
mnie. Do szkoły już od małego chodziłem sam, kilka razy mama mnie
zaprowadziła by pokazać gdzie jest szkoła. Poznawałem nowe osoby,było
fajnie. Były ładne dziewczyny w klasie więc podkochiwałem się w
niektórych, ale byłem na tyle nieśmiały by nie zaczepiać ich. W Szkole
na początku zdawałem z czerwonym paskiem, dopóki nie trafili się
nauczyciele, którzy zniechęcali mnie do nauki. Pamiętam historyka
"Barszczewski" miał na nazwisko,taki łysy groźnie wyglądał, wszyscy się
go bali. Na lekcjach bił przedmiotami lub otwartą ręką, czasem w tył
głowy lub po rękach. Pamiętam jedna dziewczyna strasznie się go bała i
schowała się w łazience przed nim, że niby w toalecie jest. Poszedł
przyprowadził ją na środek klasy i kazał się rozbierać,nie wiem co
chciał zrobić. Ona się rozpłakała i zrezygnował, cała klasa w szoku, od
tej pory każdy się go bał,ale nikt nic nie powiedział. Był łysy podobno z
powodu jakiejś choroby. Ja się modliłem żeby z nim lekcji było jak
najmniej, chyba temu nigdy nie lubiłem historii, pewnie z jego powodu.
Teraz sam taką historię tworzę. Szkoła podstawowa miałem swoją paczkę,
Artur i Wojtek trzymaliśmy się razem. Artur był zwariowany, zawsze
wpędzał nas w kłopoty, przychodziły mu różne pomysły do głowy. Wojtek
był naszym obrońcą w razie czego, był największy w klasie i
najsilniejszy, czasami gdy stawał w naszej obronie bił się ze starszymi
chłopakami ze starszych klas,kawał chłopa z niego było. Czego my nie
robiliśmy razem, nieraz szło się jabłka zrywać po ludziach, a później
uciekaliśmy, nawet psami nas szczuto. Artur zawsze nas wkręcił w coś. W
późniejszych latach spotykaliśmy się by pograć razem w piłkę nożną lub
koszykówkę, ja mimo niskiego wzrostu świetnie sobie radziłem, miałem
cela do kosza z dalekich odległości rzucałem i trafiałem,a w piłkę nożną
byłem mistrzem, niejedno sito się założyło kolegom. Czasem graliśmy po
kilka godzin, wracałem do domu cały mokry i czułem że się wyszalałem, ze
snem nigdy nie miałem problemu. Później era komputerów nadeszła.
Pamiętam jak mama zapisała mnie i siostry do klubu. One miały tańczyć,
ale niedługo po tym zrezygnowały, mnie mama zapisała na kurs
krótkofalowca. Nadawałem morsem,a przynajmniej próbowałem, bardziej
interesował mnie komputer w sali krótkofalowców,ale chłopacy byli starsi
i nie dawali pograć. Pewnego razu zauważyłem inny kurs dla
komputerowców, od razu wiedziałem, że muszę tam chodzić, potrzebowałem
tylko zgody od rodziców, ale zgodzili się. Zawsze ciągnęło mnie do
technologii i nowinek. Nasze zajęcia polegały na nauce programowania,a
na koniec godzinka grania, co to była za radość pograć w coś, jedna z
gier "Kung Fu Master" albo "Bruce Lee",graliśmy ile tylko się dało.
Chodziłem tam długo, dopóki nie zachorowałem na grypę i nie mogłem
chodzić. Później tato kupił nam grę takie dwa joysticki były,jeśli można
je tak nazwać, po prostu suwaki. Latała piłka w kształcie kwadrata i
były dwie pałeczki, którymi się ją odbijało, graliśmy godzinami,a
przynajmniej ja. Pamiętam pierwszy kolorowy telewizor rosyjski, kolory
blade, ale jakiś kolor był,ale jaka radocha, że można coś w kolorze
obejrzeć. Pierwszy odtwarzacz video, ja wtedy nic innego bym nie robił
tylko oglądał filmy. Specjalnie jeździłem na rynek, by kupić, a później
wymieniać filmy. Jakie to filmy były Rambo, Rocky, Robocop filmy mojej
młodości. Kupowało się kasety i przegrywało by mieć w swoich zbiorach.
Później wprowadzili kodowanie w wypożyczalniach to załatwiłem sobie
dekoder który rozkodowywał kasety i też mogłem nagrywać. To były czasy
kombinowania, żeby mieć coś. Później namówiłem tate by kupił inny
komputer był to "Spectrum+" tam dopiero były gry, siedziałem po nocach
grając w nie. Nie każdy miał komputer, a chciało się pograć. Kiedyś
zaszedłem do salonu gier, był w takiej piwnicy. Wchodząc wiedziałem, że
będą starsi chłopacy i mogą zabrać pieniądze, więc ukryłem w skarpecie, a
jedną złotówkę na grę włożyłem do kieszeni. Zagrałem tylko raz i
wychodziłem po schodach na górę, przestąpiło mi drogę trzech starszych
chłopaków, chcieli pieniędzy. Byłem twardy i nie zdradziłem się, że mam
pieniądze mimo, że przyłożyli mi nóż do szyji. Wyszedłem i uśmiechnąłem
się do siebie, ale mało brakowało, mogło to różnie się dla mnie
skończyć. Więcej już tam nie chodziłem. Poszedłem do znajomych co mieli
komputer, tak się zagrałem i zasiedziałem, że musiałem wracać ostatnim
autobusem po ciemku,ale warto było. Rodzice zrobili mi awanturę wtedy,
bo byłem młody i nie powinienem o tej porze wracać do domu, nie
wiedzieli, gdzie jestem nie dziwie się im teraz. Pewnie nie wróciłbym do
domu w ogóle,ale udało im się dodzwonić do znajomych, bo odchodzili od
zmysłów, chcieli policje wzywać,a ja sobie grałem w najlepsze, nie
zdając sobie sprawy, która godzina. W szkole podstawowej byłem tylko raz
na dyskotece, wcale mi się nie spodobało nie był oz kim tańczyć,
chłopacy tylko biegali jak oszalali, a dziewczyny same nie wiedziały
czego chcą. Wolałem już siedzieć w domu i czymś się zająć. Kiedyś
lubiłem grać na takim małym, pianinku który dostałem lub rysować. Na
pianinku grałem ze słuchu, jak coś usłyszałem to próbowałem to zagrać,
chyba zostało mi to do dziś, rysunek zresztą też. Nigdy nie lubiłem
śpiewać to teraz nadrabiam. Pamiętam pojechaliśmy z klasą na biwak pod
namioty,były tam prysznice, a koledzy namówili by dziewczyny
podglądać,to dopiero była checa. Poszliśmy szukać kąpiących się
dziewczyn, a wylądowaliśmy w toalecie. Chcieliśmy numer jakiś wywinąć,
koledzy wypchnęli mnie na środek toalety a tam nauczycielka wychodzi i
mówi, a co ty tu robisz, uciekaliśmy stamtąd pamiętam,a ja unikałem
wychowawczyni przez cały biwak. Teraz się śmieje z tego, ale wtedy nie
było mi do śmiechu, że tak koledzy mnie załatwili. W ogóle biwak był z
przebojami przez moich kolegów. Niektórzy koledzy wcześnie zaczęli palić
papierosy, ja dużo później. Czasami chodziłem z nimi za szkołę, by
dotrzymać towarzystwa i pogadać, mimo że częstowali nie paliłem, byłem z
tych ułożonych i grzecznych. Pamiętam jak rodzice wysłali nas na
kolonie, siostrom się chyba nie bardzo podobało, ale mi tak, mieszkałem w
pokoju ze starszymi chłopakami, każdy miał obowiązki musiał sprzątać po
sobie trochę jak w wojsku, raz na jakiś czas przypadała kolej
sprzątania całego pokoju. Fajne miejsce nad wodą, dyskoteki które akurat
tam mi się podobały. Fajna muzyka Modern Talking itp., muzyka lat
osiemdziesiątych, same hity. Pamiętam jakaś starsza dziewczyna, wyższa
ode mnie latała za mną na dyskotece by ze mną zatańczyć,a ja głupi
uciekałem, w dodatku ładna była, ale chyba byłem zbyt nieśmiały, by się
odważyć na taniec z nią, a mogła to być miłość. Czasem takie okazje
przechodzą nam koło nosa z powodu nieśmiałości. Pamiętam wtedy pierwszy
raz zetknąłem się z sagą "Star Wars", nakupowałem żołnierzyków z tego
filmu i bardzo chciałem go obejrzeć. Zresztą lubiłem się bawić jako
dziecko żołnierzykami różnymi. W młodym wieku dostałem książkę o
majsterkowaniu, wszystko chciałem zrobić z niej, ale nie zawsze miałem
materiały na to. Robiłem swoim żołnierzykom ruchome kolejki linowe,
używałem pudełek po zapałkach i nitek, czego ja nie wymyślałem,
prawdziwy majsterkowicz ze mnie był, ale to nie to było moim powołaniem.
Do kościoła chodziłem przynajmniej raz w tygodniu albo i częściej,
dlatego teraz nie chodzę, bo wysłuchałem chyba wszystkie kazania już.
Pamiętam jak raz miałem iść do spowiedzi ksiądz na mnie i kolegów
nakrzyczał, że przyszliśmy bez przygotowania, od tamtej pory nie lubiłem
spowiedzi i bałem się jej. Teraz się nie spowiadam, bo uważam, ze to
Bóg mnie rozliczy nie księża,Bóg jest wszędzie mogę z nim w każdej
chwili rozmawiać bez udziału księży, nie są mi do niczego potrzebni.Moja
spowiedź przed Bogiem wystarczy by Bóg mi odpuścił grzechy, człowiek
tego robić nie musi, bo księża to zwykli ludzie,tacy jak każdy i też
popełniają błędy.Takie moje podejście do życia.A co do księży to moim
zdaniem powinni mieć legalnie żony, wtedy nie byłoby żon na lewo i nie
było by całej tej patologi wśród księży.Teraz będę kończył moją
opowieść. Takie to były czasy podstawówki i wczesnej młodości, może
kolejnym razem opowiem coś innego....
Kwintesentny