Logo

Logo

czwartek, 26 września 2019

Kolejna Historia nr.15 Sen

                                           Kolejna Historia nr.15 Sen

Miałem sen, śniło mi się, że chcą mnie zamknąć w zakładzie psychiatrycznym. Już mnie tam zawieźli, ale uciekłem. Tak naprawdę uciekałem przed nimi gdzie tylko się dało. Wszyscy w zmowie przeciwko mnie by mnie zamknąć. To jakiś koszmar.Pamiętam jak ze szpitala wyszedłem jakby nigdy nic, nałożyłem czapkę pożyczona w poczekalni i wyszedłem, szukali mnie wszyscy, jakbym był przestępcą jakimś a ja nikomu krzywdy nie zrobiłem. Szedłem różnymi zakamarkami i uliczkami,wybierałem mniej uczęszczane drogi z powodu tego by mnie nie złapali.Nie wiecie jak się czuje taki człowiek, jak pies zaszczuty.Wiedziałem już, że policja była w domu i szukali mnie wszędzie, tak naprawdę nie miałem gdzie pójść, szedłem przed siebie, aby z dala od tego wszystkiego, w pewnym momencie odechciało mi się nawet żyć, bo co to za życie, gdy wszyscy chcą ci zniszczyć twoje życie. Czemu w ogóle mnie szukali, bo uciekłem, czemu mnie zabrali do szpitala bo stwierdzili u mnie chorobę psychiczną, czy mogłem się bronić, nie bo oni wiedzieli lepiej. Szedłem w pewnym momencie ulicą między budynkami i ktoś mnie zauważył i wezwał policję,byli blisko. W końcu gdy tak uciekałem, szukali mnie na około, a ja jakimś cudem im się wymykałem, ale ile można uciekać. W pewnym momencie zrezygnowany uciekaniem po prostu szedłem, podbiegli do mnie rzucili na glebe, obezwładnili mimo, że nic niebezpiecznego w rękach nie miałem. Zabrali mnie do szpitala, a tam czy mi się podobało czy nie ładowali we mnie furę zastrzyków. Po zastrzykach czułem się jak zombie, chodzący w kółko bez celu. Moje życie w tym momencie straciło sens, zdałem sobie sprawę z tego i się obudziłem. Była szósta rano postanowiłem opisać sen, mimo, że był koszmarem, strasznym koszmarem. Czy tak mogło się wydarzyć naprawdę? Czy ktoś coś takiego przeżył? Dlaczego miałem taki sen? Ten sen w podobnej scenerii śnił mi się już kilka razy,dlaczego akurat dziś, może temu że oglądałem film wczoraj John Wick. W filmie wszyscy chcieli go zabić, musiał uciekać, setki trupów,na koniec o mały włos sam nie zginął. Mi akurat przyśnił się szpital, ale też uciekałem przed wszystkimi. Teraz się zastanawiam, czy coś takiego mogło by mieć miejsce naprawdę, myślę że mogłoby. Wystarczyłoby, że została by u mnie stwierdzona choroba psychiczna i jakiś idiotyczny mój występek. Powiedzmy że przy takiej chorobie chciałbym kogoś chronić, na przykład ojca. Ojciec mnie przez lata dręczył co wywołało u mnie mieszane uczucia. Załóżmy że mam dziwne wrażenie że ojcu coś się może stać, jeśli go nie uderzę. Dziwne, ale tacy ludzie mogą tak myśleć, więc podchodzę i wymierzam cios w twarz i idę do siebie. Co robi ojciec, dzwoni na policję. Przyjeżdża policja i zamiast porozmawiać ze mną rozmawia z rodzicami,do mnie podchodzą i pytają się czy uderzyłem, a ja potwierdzam. Co robią oni, niby udają przyjaciół, ale w pewnym momencie mówią do mnie niech pan spojrzy przez okno, a gdy ja odwracam głowę,wykręcają mi ręce i cisną kolanem w plecy zakładając mi kajdanki,mimo że nie byłem groźny i się nie rzucałem, poza ojcem do nikogo,ale powiedzmy że to robiłem dla jego dobra. Zabierają mnie jak jakiegoś przestępcę, którym nigdy nie byłem. Wsadzając do karetki, wiozą mnie do szpitala, w szpitalu czekam na jakąś rozmowę,ale rozmowa jest jedna mam leżeć w szpitalu,mimo że się nie zgadzam prowadzą mnie do pokoju, bo bić się z nimi nie będę przecież. W pokoju łapie mnie kilka osób mimo, że się nie wyrywam i dają kilka zastrzyków, po których odpływam. Na drugi dzień prowadzą mnie do izolatki obserwacyjnej z kilkoma innymi pacjentami i tam spędzam jakiś czas. Jak tam wyglądam jak zombie, które nic nie wie i nie ma celu. Następnie przenoszą mnie do zwykłej sali z innymi chorymi i tam nadal faszerują mnie lekami, nie ma zmiłuj inaczej siłą podadzą, czy ci się podoba czy nie, chyba tak jest w szpitalach psychiatrycznych, że nawet ze zdrowego zrobili by chorego. Czy można coś na to poradzić nie, oni tam są królami niczym ich nie przekonasz. Tam nie masz żadnych praw jesteś niczym. Czy tak mogło wyglądać czyjeś życie, możliwe i możliwe że nie jedno. Taki dziwny sen miałem, choć podciągnąłbym to pod koszmar, koszmar który może dotykać wielu ludzi. A wy jak myślicie że w szpitalach psychiatrycznych siedzą tylko wariaci, którzy chcą wam zrobić krzywdę, czy także zwykli ludzie tacy jak wy. Jutro to wy możecie być na ich miejscu. Wystarczy, że powinie się wam noga nawet nie z waszej winy. Jutro to wy możecie uciekać przed całym światem, tak jak John Wick. Tylko czy będziecie mieć tyle siły by biec.Takie dzisiejsze moje rozważania pod wpływem snu i filmu, który obejrzałem. Czasem nasze prawdziwe życie zamienia się w koszmar z różnych powodów. Przede wszystkim z powodu braku zrozumienia przez innego człowieka. Tym akcentem kończę moją opowieść dzisiejszą....

Kwintesentny

Historia14-Moje lata szkoły średniej

                                    Historia14-Moje lata szkoły średniej

To dzisiaj opowiem o latach szkoły średniej. Pamiętam jak miałem problem z wyborem szkoły średniej. Chciałem iść na elektronikę, ale do szkoły bardzo ciężko było się dostać, wiele osób na jedno miejsce.Zazwyczaj dostawali się znajomi lub ci co dali w łapę albo przyjechali ze świniakiem w bagażniku. Musiałem wybrać coś innego, ogólniak mnie nie interesował chciałem mieć zawód. Koledzy szli do szkoły kolejowej i namówili mnie na nią, ale poszedłem tylko ze względu na dział elektryczny. Gdy staraliśmy się do szkoły trzeba było przejść egzamin psychologiczny. Nigdy takiego nie przechodziłem trochę się bałem jak wypadnę i czy zdam. Egzamin trwał godzinę lub dwie,tego nie pamiętam. Starałem się odpowiedzieć jak na najwięcej pytań. Gdy czekaliśmy na wyniki, wyszedł jeden z egzaminatorów i wyczytał jedno nazwisko, moje. Podszedł do mnie uścisną mi rękę i powiedział że cieszy się,że będę w tej szkole się uczył. Napisałem najlepiej z całej szkoły, nikogo więcej nie chciał zobaczyć tylko mnie, nie wiem ile miałem punktów, bo nie pytałem, ale skoro wyszedł by mnie zobaczyć musiał być zdziwiony wielce. Tak zaczęła się przygoda ze szkołą średnia. Pamiętam, że tato czekał na to czy się dostałem czy nie,bo miał wyjazd do Gdańska i chciał mnie i siostry zabrać ze sobą. Ja wtedy mówię do sióstr biegnijcie i powiedzcie że się nie dostałem, przyszedłem do domu rodzice próbowali mnie pocieszyć że znajdę inna szkołę. Ja w pewnym momencie się roześmiałem i powiedziałem, że się dostałem i napisałem najlepiej z całej szkoły. Pogratulowali mi i wybraliśmy się w podróż do Gdańska. Jechaliśmy starą "Nysą" , ale było w niej mnóstwo siedzeń. Zabieraliśmy autostopowiczów którzy wysiadając dawali parę groszy dla nas. Dzięki temu w Gdańsku mieliśmy swoje pieniądze na lody i inne rzeczy. Spaliśmy w aucie koło kasyna, pochodziliśmy po molo na drugi dzień i wybraliśmy się na lody płacąc za nie sami. Sama podróż byłą ciekawa różni ludzie wsiadali po drodze. Rozmawialiśmy z nimi i żartowaliśmy. Pierwszy rok w szkole trochę mnie przeraził nadmiarem materiału,w podstawówce aż tyle go nie było. Radziłem sobie, choć nie za bardzo chciało mi się uczyć, im dalej nauki tym mniej mi się chciało. Z matematyki zawsze byłem dobry, ale podejście mojej nauczycielki strasznie mnie zniechęciło, mówiła do nas " Uczę minimum, a wymagam maksimum", z takim podejściem każdego by zniechęciła. Pamiętam z niemieckiego fajna nauczycielka była, nastawiała mi pięć jedynek za brak prac domowych i jeszcze za coś,ale zmobilizowała mnie do pracy,kazała się zgłaszać na lekcjach i odrabiać prace domowe. Tak też zrobiłem na koniec roku miałem pięć jedynek i siedem piątek,dziwna kolekcja ocen. Polubiłem ją i do końca szkoły miałem dobre oceny z niemieckiego, polubiłem też ten przedmiot. Z języka polskiego nigdy nie byłem orłem, jedynie z ortografii miałem piątki,ale styl to mierna lub trójka,nawet chodziłem na korepetycje z polskiego przed maturą. Sama matura była kiepska, z matematyki jakoś zdałem,z polskiego nawet lepiej niż na zajęciach w szkole,bo trafił się romantyzm, który lubiłem,ale ustny to trafiło mi się pytanie z książki, której w ogóle nie przeczytałem, nawet streszczenia nie przeczytałem, ale kolejne pytania trochę mnie uratowały, tylko byłem strasznie zdenerwowany. Wychowawca był fajny, po szkole wybraliśmy się z nim na piwo i by pogadać, fajny starszy człowiek z zasadami, jak to mówią stara szkoła. Tyle mniej więcej o szkole i nauczycielach, w szkole było może kilka dziewczyn na całą szkołę,a tak sami chłopacy, to trochę lipne ale co zrobisz.W mojej klasie nie było żadnej dziewczyny. Zastanawiałem się czasem gdzie poznam jakąś. W drugiej klasie poznałem kolegę, który chodził do tej samej szkoły i był moim sąsiadem, mieszkał obok w bloku. Ja chodziłem do technikum on do zawodówki, więc nie byliśmy w tej samej klasie. Zaczęliśmy się spotykać i grać razem w koszykówkę, prawie codziennie po szkole. Z innymi kolegami grałem w piłkę nożną na dodatek, nie nudziłem się ciągle miałem zajęcie. Ten kolega w końcu przychodząc do mnie zaczął chodzić z moją siostrą, wtedy zaprzyjaźniliśmy się jeszcze bardziej. Wszędzie razem na biwaki, ogniska, imprezy, sylwester był dla mnie jak brat którego nie miałem. Pamiętam kiedyś brat cioteczny namówił mnie na biwak,miałem wtedy szesnaście może siedemnaście lat, po namowach rodziców zgodzili się mnie puścić. Pojechaliśmy co to była za przygoda,w końcu sam ze znajomymi. Spaliśmy pod namiotami nad taką rzeką, robiliśmy ogniska, zbieraliśmy sami drewno na te ogniska z pobliskiego lasu, śpiewaliśmy czasem bo jeden z kolegów miał gitarę. Później poznaliśmy dziewczyny nowe, mieszkały gdzieś u swojej babci w przyczepie kempingowej. Pamiętam jak raz zaszedłem z bratem do nich. Gadaliśmy sobie do momentu aż jedna z nich nie usiadła na przeciwko nas, w samej bluzce do ud, myślałem, że ma majtki. Ale gdy usiadła i rozchyliła nogi widać było, że ich nie ma. Byłem strasznie zmieszany i nie wiedziałem co robić, ewidentnie nas prowokowała. Ja w pewnym momencie nie wytrzymałem i powiedziałem, że idę już, brat wtedy został,ale co mnie to obchodziło. Byłem młody nie doświadczony, nawet palić nie potrafiłem. Pamiętam jak wtedy młodszy ode mnie kolega uczył mnie palić, bo oni wszyscy palili oprócz mnie. Nauczyłem się wtedy zaciągać, ale po powrocie do domu nie paliłem. Był taki moment w którym z kolegą siedziałem w domu i coś nam się udało, byliśmy zadowoleni z siebie i to ja go namówiłem by iść kupić paczkę marlboro, od tak by zapalić sobie i wtedy się zaczęła historia z papierosami. Od tamtej pory paliliśmy już dość często. Czasem gdy coś świętowaliśmy paliliśmy lepsze papierosy,"Dunhille" albo coś w ten deseń. To były dobre papierosy nie to co teraz,miały na ustnikach pozłotka, były w specjalnych ładnych pudełkach i były drogie,prawie dwa razy tyle co zwykłe papierosy, ale warto było zapalić, co to był za smak, nie to co teraz, marlboro się chowały przy nich. Czasem kupowaliśmy smakowe, były o smaku maliny lub czekolady, też były dobre i nie kosztowały drogo tyle co wszystkie papierosy. Szkoda że teraz takich papierosów nie ma, te czasy chyba już nie wrócą. Później z kolegą kupowaliśmy od rosjan "Golden Americany" lub "West". Pamiętam jak moi rodzice nie wiedzieli, że palimy, mama dowiedziała się pierwsza. Byliśmy na biwaku ja spałem w namiocie z kolegą, zawsze zapalaliśmy świeczkę, by pochłaniała dym papierosowy,ale raz mama weszła i nakryła nas. Mówiłem jej wtedy, że palę od czasu do czasu, nie robiła mi awantury, tato dowiedział się dużo później. Na osiemnaste urodziny była odjazdowa impreza, kupę znajomych, wszyscy się napili, pamiętam jak paliłem przy ojcu, ale na drugi dzień nic nie pamiętał. Kiedyś z nim jechałem autem, wieźliśmy towar do sklepu,bo mu pomagałem czasem. Poszedł faktury zanieść i pogadać ze sklepową,ja w tym czasie zapaliłem w aucie, bo na zewnątrz było bardzo zimno. Przyszedł i pyta się paliłeś,ja na początku zaprzeczyłem,ale ojciec powiedział mi, chcesz palić pal, ale nie kryj się i od tamtej pory już wiedział,że palę i paliłem normalnie.Taka moja historia dotycząca papierosów. Moje pierwsze dziewczyny, na początku ich nie było. Pierwsza która mi się spodobała to była Basia, biegała na około bloku i krzyczała, że mnie kocha, ale gdy przyszło co do czego, gdy chciałem się z nią umówić to się czegoś wystraszyła, więc nie byłem z nią. Później poznałem kolejne dziewczyny, razem się spotykaliśmy i rozmawialiśmy,ale ja po Basi miałem mieszane uczucia. Jednak Aśka dopięła swego, kiedyś szliśmy i spotkaliśmy jej znajomych, a ona przedstawiła mnie jako swego chłopaka, nie wiedziałem co powiedzieć, więc nic nie mówiłem. Pomyślałem, że skoro już mnie tak przedstawiła to może powinniśmy być ze sobą i byliśmy. Pojechaliśmy na biwak, który był dla mnie koszmarny. Pierwszego dnia pokłóciła się z moim kolegą i chciała wracać, ale ja powiedziałem, że przyjechaliśmy razem i razem wrócimy i została. Po kilku dniach była dyskoteka na której się nawaliła jak stodoła, że jakiś koleś ją wyniósł z dyskoteki by mogła zwymiotować pod płotem, w tym czasie jakaś barmanka do mnie podeszła i mówi co z ciebie za chłopak, ja odpowiedziałem jaka dziewczyna taki chłopak, ze mną nie piła tylko z obcymi kolesiami, których nawet nie znałem. Trzeba wiedzieć z kim się zadawać. Skoro jej koleżanka do mnie przychodzi i mówi, że moja dziewczyna poszła do pokoju szefa klubu i jest ostatnia to co miałem zrobić biegać za nią niech spływa. Tak mnie wtedy wkurzyła na tym biwaku, że wróciłem z kosmykami siwych włosów, ale zachowałem spokój, wracając z tego biwaku chciałem o niej zapomnieć i nie widzieć jej więcej na oczy. Nie wiedziałem tylko jak zakończyć, nie potrafiłem zrywać z dziewczynami,to była pierwsza moja dziewczyna. Dała mi powód już niedługo, byliśmy w barze na piwie zaczęła obejmować jakiegoś kolesia, siadać mu na kolana i mi to wystarczyło,ale najpierw koledzy mi powiedzieli nie męcz się zerwij z nią będzie ci lżej. Pamiętam zaszedłem do niej ona w łóżku leżała po szkole, cała poobijana bo biła się z jakąś dziewczyną, pomyślałem sobie dobije ją bardziej. Mówię wprost przykro mi, że taka jesteś poobijana i mam nadzieję, że nie dobiję cię bardziej, ale zrywam z tobą to koniec. Myślałem, że rozstaniemy się normalnie,ale później się dowiedziałem, że jakiś kolesi chce na mnie nasłać, żeby mnie pobili. W sumie to nie wiem z jakiego powodu, dziwna była, aż dziw, że tyle z nią wytrzymałem. Co z tego że była ładna jak w głowie pustka. Później kolejna impreza na której poznałem Ulę,niby fajna poukładana, ale strasznie nudna. Czułem się z nią strasznie obco i sztucznie. Była blondynką wyższą ode mnie o kilka centymetrów,niby wszystko ok było do momentu aż pojechaliśmy razem na biwak. Już przed wyjazdem podniosła mi ciśnienie, mieliśmy jechać o danej godzinie, ale ja się trochę spóźniłem z powodu tego, że pomagałem ojcu. W końcu to on dał samochód na wyjazd to co miałem zrobić.Jak zajechałem po nią od razu awantura, tak się zdenerwowałem, że o mały włos wypadku nie spowodowałem, ale co ją to obchodziło. Na biwaku wielce obrażona nawet zatańczyć nie chciała na dyskotece. Kolejny dzień już wydawał się normalny do pewnego momentu. Kolega siedział w moim aucie i chciał coś pokazać mi, a ja stałem obok obejmując ją, wsiadając do auta nadal ją obejmowałem i ręka automatycznie zsunęła się na tyłek, krzyknęła zabieraj tą łapę i to wystarczyło mi by była skreślona u mnie już. Wiedziałem w tym momencie, że z nią nie będę już żeby nie wiem co. Grzecznie ją za to przeprosiłem zabrałem rękę i wiedziałem że to nie jest kobieta dla mnie. Ktoś kto ma uczucia do kogoś nigdy by się tak nie zachował. Jej najlepsza koleżanka próbowała nas pogodzić,ale powiedziałem jej, że nic z tego. Wtedy zacząłem się spotykać z najlepszą koleżanką Uli, czyli Kasią. Nie chciałem jej robić pod górkę i stawiać w niezręcznej sytuacji dlatego spotykaliśmy się, ale nie byliśmy ze sobą, lubiliśmy swoje towarzystwo rozmowy. W pewnym momencie bardzo nam zależało na sobie, poszliśmy na imprezę i wyszedłem z kolegą po alkohol do nocnego i mówi czemu nie spróbujesz. Właśnie wtedy spróbowałem, gdy wróciłem ze sklepu mówię do niej musimy pogadać. Mówię do niej, wiesz spotykamy się może spróbujemy być ze sobą, ona do mnie powiedziała tylko, myślałam że nigdy się nie doczekam i usiadła mi na kolana i zaczęliśmy się całować. Z Kasią byliśmy długo ze sobą, było nam dobrze.Rozeszliśmy się po jakiejś kłótni, byłem strasznie zazdrosny o nią, zresztą dawała mi powody, byłą trochę flirciarą, ale kochała mnie myślę. Po rozstaniu zeszliśmy się ze sobą, ale dopiero jak wyszedłem z wojska, ale to inna historia. Po Kasi nie chciałem być z nikim, aż do momentu, gdy poznałem Sylwię. Zrobiła na mnie pozytywne wrażenie u kolegi, którego odwiedziłem. Umówiłem się z nią na biwak. Pojechaliśmy większą paczką, było fajnie.Spaliśmy w tym samym namiocie czułem bliskość, coś czego mi brakowało. To była szaleńcza miłość,to z nią przespałem się pierwszy raz. Zakochałem się po uszy. Byliśmy długo do momentu aż poszedłem do wojska,ale to już inna historia. Gdy skończyłem szkołę i poszedłem do pracy czasem przychodziła po mnie to miłe było. Tak samo ja martwiłem się o nią namawiałem na dalszą naukę chciałem by miała coś więcej od życia. Myślałem, że będziemy już ze sobą zawsze.Los bywa jednak inny niż planujemy. Czy podobałem się dziewczynom, chyba tak, czułem jak wiele dziewczyn ma na mnie chęć, ale nie można mieć wszystkiego. Na imprezach zawsze byłem w centrum zainteresowania. Lubiłem tańczyć i dobrze tańczyłem. Kiedyś podczas tańca jedna dziewczyna miała chyba orgazm, bo cała drżała mi w ramionach i przewracała oczami, mogłem wykorzystać tą sytuację, ale nie zrobiłem tego. Wykorzystał ta sytuacje mój kolega bo poszedł z nią do łazienki, gdy wyszedłem później widziałem porwane rajstopy, więc wiadomo co było. Wielu sytuacji nie wykorzystałem, ale temu, że nie chciałem i wcale nie żałuję. Nie każdy jest dla każdego. W wolnym czasie robiliśmy ogniska lub imprezy domowe i było fajnie. Pamiętam na takiej jednej domówce tańczyłem z dziewczyną trochę wyzywająco co skutkowało zazdrością innych dziewczyn. Później tańczyłem z siostrą i mówi do mnie weź się uspokój bo już was obgadują. Ja mówię do siostry to zaraz im zamknę jadaczki, pytam się która najbardziej obgaduje. Następny taniec podszedłem do tej która najbardziej obgadywała i zatańczyłem jeszcze bardziej wyzywająco, nikt już więcej nie obgadywał, oczywiście że ręce wylądowały na pośladkach a jakby inaczej. To zazdrość kobieca działa tak, że obgadują jedna drugą, bo każda by chciała tak samo. Czemu tyle dziewczyn chciało ze mną być, bo moje związki były super, a one tak nie miały i chciały mieć tak samo, zwykła zazdrość. Temu tyle kobiet ładuje się w związki z żonatymi zamiast poszukać kogoś wolnego. Teraz gdy jestem sam nikogo nie widać, ale gdyby ktoś był zaraz by się zleciały sępy. Takie było moje życie za czasów szkoły średniej, z wieloma zwrotami akcji.Takie historie zwykłe i niezwykłe..... 

Kwintesentny

wtorek, 24 września 2019

Kolejna Historia nr.13 Część młodości

                                     Kolejna Historia nr.13 Część młodości

Zacznę moją opowieść od wczesnej młodości. Byłem pogodnym i wesołym chłopcem,bardzo religijnym bo tak zostałem wychowany. Zawsze potrafiłem radzić sobie w każdej sytuacji. Moja mama zaczęła nas uczyć pisać i liczyć już w wieku 4-5 lat. Ja z chęcią się uczyłem bo lubiłem dużo wiedzieć, więcej od innych. W wieku 2-3 lat przewróciłem brata ciotecznego,po czym zostałem skrzyczany strasznie przez babkę i jego rodziców,bo się rozpłakał. Wystraszyli mnie na tyle, że zacząłem się jąkać. Strasznie się jąkałem, nie potrafiłem wymówić słowa. Nawet przestałem mówić w ogóle, bo było mi wstyd, że się jąkam. Mama woziła mnie po lekarzach, ale to nie pomagało,aż jedna lekarka zaproponowała znachorkę z Orli. Pojechaliśmy tam, pomodliła się, machnęła czymś nad głową i dała chlebek. Coś trzeba było wyrzucić takie zawiniątko na rozstaju dróg i w domu przed snem pomodlić się, stanąć na progu, zjeść kawałek tego chlebka i prawą lub lewą ręką wrzucić za siebie nie pamiętam tylko co. Dziwne bo to jedyne pomogło, jąkanie zaczęło ustępować po tygodniu, po miesiącu mówiłem już normalnie do tej pory mówię. Taka dziwna sytuacja, ale ważne, że pomogło. W wieku 5 lat ciocia mojej mamy zabrała mnie do swojego syna na wakacje, pod niemiecką granicę do miasta Kostrzyń. Wystarczyło przejść most i były już Niemcy. Fajnie mieli własny dom,taką wille i miałem swój pokój, polubiłem wujka od razu, ciocia chyba nie za bardzo za mną przepadała, bo wujek trochę mnie faworyzował względem ich córki,ale też była ok. Ich córka była ładna,nawet mi się podobała moja kuzynka, ale strasznie wredna była. Miała koleżankę razem na mnie nadawały. Trochę to była taka miłość młodzieńcza,ale nie zdawałem sobie sprawy, że i tak ta miłość nie ma sensu, zresztą często się sprzeczaliśmy, głownie przy stole, była rozpieszczoną pannicą. Któregoś razu się posprzeczaliśmy, jakiś sąsiad starszy wyszedł i chciał mi wlać, przewrócił tylko,ale tak się wkurzyłem, że chwyciłem za kamień leżący blisko i chciałem w niego rzucić. Na szczęście wyszła ciocia mojej mamy,nazywałem ją babcią. Uspokoiła mnie i nie rzuciłem,to była dobra i religijna kobieta. Po tej akcji ne odzywałem się do córki mojego wujka, do momentu, aż z koleżanką nie zaczęły mnie podrywać. Pogadaliśmy sobie i rozeszło się po kościach. Pamiętam jak wujek poszedł z psem na spacer, poszedłem go szukać. Idę po jakiś górkach, jestem na dole i z góry widzę wujka z psem, zawołałem go, pies nagle zaczął biec w moją stronę. Nie znałem go, chyba wujek i ja się razem przestraszyliśmy. Wujek krzyczał żebym się nie ruszał, żebym nie uciekał i tak zrobiłem. Pies w moment był koło mnie, był to owczarek niemiecki większy ode mnie, stałem w bezruchu i starałem się nie bać. Gdy wujek podbiegł złapał psa i ja już się nie bałem. Pies tylko obiegł mnie na około i obwąchał, stałem jak wryty. Wujek chyba chciał mieć syna, a miał córkę może temu tak mnie polubił. Pamiętam jak zabrał nas nad jakieś jezioro, fajne domki były tam góralskie. W dzień kąpałem się w jeziorze,nie umiałem pływać,a moja kuzynka ze skrzydełkami na rękach udawała, że potrafi i trochę mi dokuczała. Wieczorem piekliśmy barana na ognisku na rożnie. Nie lubiłem mięsa,ale wujek mnie przekonał że jest dobre i spróbowałem. Zjadłem kawałek mimo, że strasznie wybredny byłem i jestem do mięsa. To był fajny czas ognisko śpiewy, naokoło było słychać śpiewy także innych ludzi. Taka miła atmosfera wtedy panowała, śmiechu i zabawy. Gdy z babcia wracałem pociągiem to też było fajnie, ludzie wtedy byli inni, bardziej mili i usłużni. Już wtedy uczono mnie, że starszym trzeba ustąpić miejsca w pociągu. To była fajna przygoda, taka podróż przez całą Polskę pociągiem. Ja jako najstarszy z rodzeństwa zawsze musiałem opiekować się siostrami. Często stawałem w ich obronie, taka karma. Nauczono mnie, że kobieta jest krucha,ale dziś to się zmienia, są bardziej silne od mężczyzn. Więc w młodości opiekowałem się nie tylko siostrami, ale wszystkimi kobietami. Nie raz biłem się z powodu dziewczyn, by obronić. W pewnym momencie jednak zrezygnowałem z bójek, bo to nic nie dawało. Robiłem sobie tylko wrogów,a one i tak były jakie były. Więc zacząłem się trzymać z chłopakami. To z nimi grałem w różne gry i bawiłem się. Graliśmy w kreca na ziemi i na drzewach, w wojnę, graliśmy w karty,w późniejszym wieku grałem w koszykówkę i piłkę nożną, czasem ze starszymi od siebie,ale dobry w tym byłem. Wychodziłem z założenia, że jeśli coś robisz rób to dobrze i robiłem. Poszedłem w końcu do szkoły,miałem kawałek, najbardziej bałem się psów bo latały bezdomne, raz jeden taki wielki z czerwonymi oczami biegał strasznie się go bałem, że rzuci się na mnie, strasznie wyglądał i był większy ode mnie. Do szkoły już od małego chodziłem sam, kilka razy mama mnie zaprowadziła by pokazać gdzie jest szkoła. Poznawałem nowe osoby,było fajnie. Były ładne dziewczyny w klasie więc podkochiwałem się w niektórych, ale byłem na tyle nieśmiały by nie zaczepiać ich. W Szkole na początku zdawałem z czerwonym paskiem, dopóki nie trafili się nauczyciele, którzy zniechęcali mnie do nauki. Pamiętam historyka "Barszczewski" miał na nazwisko,taki łysy groźnie wyglądał, wszyscy się go bali. Na lekcjach bił przedmiotami lub otwartą ręką, czasem w tył głowy lub po rękach. Pamiętam jedna dziewczyna strasznie się go bała i schowała się w łazience przed nim, że niby w toalecie jest. Poszedł przyprowadził ją na środek klasy i kazał się rozbierać,nie wiem co chciał zrobić. Ona się rozpłakała i zrezygnował, cała klasa w szoku, od tej pory każdy się go bał,ale nikt nic nie powiedział. Był łysy podobno z powodu jakiejś choroby. Ja się modliłem żeby z nim lekcji było jak najmniej, chyba temu nigdy nie lubiłem historii, pewnie z jego powodu. Teraz sam taką historię tworzę. Szkoła podstawowa miałem swoją paczkę, Artur i Wojtek trzymaliśmy się razem. Artur był zwariowany, zawsze wpędzał nas w kłopoty, przychodziły mu różne pomysły do głowy. Wojtek był naszym obrońcą w razie czego, był największy w klasie i najsilniejszy, czasami gdy stawał w naszej obronie bił się ze starszymi chłopakami ze starszych klas,kawał chłopa z niego było. Czego my nie robiliśmy razem, nieraz szło się jabłka zrywać po ludziach, a później uciekaliśmy, nawet psami nas szczuto. Artur zawsze nas wkręcił w coś. W późniejszych latach spotykaliśmy się by pograć razem w piłkę nożną lub koszykówkę, ja mimo niskiego wzrostu świetnie sobie radziłem, miałem cela do kosza z dalekich odległości rzucałem i trafiałem,a w piłkę nożną byłem mistrzem, niejedno sito się założyło kolegom. Czasem graliśmy po kilka godzin, wracałem do domu cały mokry i czułem że się wyszalałem, ze snem nigdy nie miałem problemu. Później era komputerów nadeszła. Pamiętam jak mama zapisała mnie i siostry do klubu. One miały tańczyć, ale niedługo po tym zrezygnowały, mnie mama zapisała na kurs krótkofalowca. Nadawałem morsem,a przynajmniej próbowałem, bardziej interesował mnie komputer w sali krótkofalowców,ale chłopacy byli starsi i nie dawali pograć. Pewnego razu zauważyłem inny kurs dla komputerowców, od razu wiedziałem, że muszę tam chodzić, potrzebowałem tylko zgody od rodziców, ale zgodzili się. Zawsze ciągnęło mnie do technologii i nowinek. Nasze zajęcia polegały na nauce programowania,a na koniec godzinka grania, co to była za radość pograć w coś, jedna z gier "Kung Fu Master" albo "Bruce Lee",graliśmy ile tylko się dało. Chodziłem tam długo, dopóki nie zachorowałem na grypę i nie mogłem chodzić. Później tato kupił nam grę takie dwa joysticki były,jeśli można je tak nazwać, po prostu suwaki. Latała piłka w kształcie kwadrata i były dwie pałeczki, którymi się ją odbijało, graliśmy godzinami,a przynajmniej ja. Pamiętam pierwszy kolorowy telewizor rosyjski, kolory blade, ale jakiś kolor był,ale jaka radocha, że można coś w kolorze obejrzeć. Pierwszy odtwarzacz video, ja wtedy nic innego bym nie robił tylko oglądał filmy. Specjalnie jeździłem na rynek, by kupić, a później wymieniać filmy. Jakie to filmy były Rambo, Rocky, Robocop filmy mojej młodości. Kupowało się kasety i przegrywało by mieć w swoich zbiorach. Później wprowadzili kodowanie w wypożyczalniach to załatwiłem sobie dekoder który rozkodowywał kasety i też mogłem nagrywać. To były czasy kombinowania, żeby mieć coś. Później namówiłem tate by kupił inny komputer był to "Spectrum+" tam dopiero były gry, siedziałem po nocach grając w nie. Nie każdy miał komputer, a chciało się pograć. Kiedyś zaszedłem do salonu gier, był w takiej piwnicy. Wchodząc wiedziałem, że będą starsi chłopacy i mogą zabrać pieniądze, więc ukryłem w skarpecie, a jedną złotówkę na grę włożyłem do kieszeni. Zagrałem tylko raz i wychodziłem po schodach na górę, przestąpiło mi drogę trzech starszych chłopaków, chcieli pieniędzy. Byłem twardy i nie zdradziłem się, że mam pieniądze mimo, że przyłożyli mi nóż do szyji. Wyszedłem i uśmiechnąłem się do siebie, ale mało brakowało, mogło to różnie się dla mnie skończyć. Więcej już tam nie chodziłem. Poszedłem do znajomych co mieli komputer, tak się zagrałem i zasiedziałem, że musiałem wracać ostatnim autobusem po ciemku,ale warto było. Rodzice zrobili mi awanturę wtedy, bo byłem młody i nie powinienem o tej porze wracać do domu, nie wiedzieli, gdzie jestem nie dziwie się im teraz. Pewnie nie wróciłbym do domu w ogóle,ale udało im się dodzwonić do znajomych, bo odchodzili od zmysłów, chcieli policje wzywać,a ja sobie grałem w najlepsze, nie zdając sobie sprawy, która godzina. W szkole podstawowej byłem tylko raz na dyskotece, wcale mi się nie spodobało nie był oz kim tańczyć, chłopacy tylko biegali jak oszalali, a dziewczyny same nie wiedziały czego chcą. Wolałem już siedzieć w domu i czymś się zająć. Kiedyś lubiłem grać na takim małym, pianinku który dostałem lub rysować. Na pianinku grałem ze słuchu, jak coś usłyszałem to próbowałem to zagrać, chyba zostało mi to do dziś, rysunek zresztą też. Nigdy nie lubiłem śpiewać to teraz nadrabiam. Pamiętam pojechaliśmy z klasą na biwak pod namioty,były tam prysznice, a koledzy namówili by dziewczyny podglądać,to dopiero była checa. Poszliśmy szukać kąpiących się dziewczyn, a wylądowaliśmy w toalecie. Chcieliśmy numer jakiś wywinąć, koledzy wypchnęli mnie na środek toalety a tam nauczycielka wychodzi i mówi, a co ty tu robisz, uciekaliśmy stamtąd pamiętam,a ja unikałem wychowawczyni przez cały biwak. Teraz się śmieje z tego, ale wtedy nie było mi do śmiechu, że tak koledzy mnie załatwili. W ogóle biwak był z przebojami przez moich kolegów. Niektórzy koledzy wcześnie zaczęli palić papierosy, ja dużo później. Czasami chodziłem z nimi za szkołę, by dotrzymać towarzystwa i pogadać, mimo że częstowali nie paliłem, byłem z tych ułożonych i grzecznych. Pamiętam jak rodzice wysłali nas na kolonie, siostrom się chyba nie bardzo podobało, ale mi tak, mieszkałem w pokoju ze starszymi chłopakami, każdy miał obowiązki musiał sprzątać po sobie trochę jak w wojsku, raz na jakiś czas przypadała kolej sprzątania całego pokoju. Fajne miejsce nad wodą, dyskoteki które akurat tam mi się podobały. Fajna muzyka Modern Talking itp., muzyka lat osiemdziesiątych, same hity. Pamiętam jakaś starsza dziewczyna, wyższa ode mnie latała za mną na dyskotece by ze mną zatańczyć,a ja głupi uciekałem, w dodatku ładna była, ale chyba byłem zbyt nieśmiały, by się odważyć na taniec z nią, a mogła to być miłość. Czasem takie okazje przechodzą nam koło nosa z powodu nieśmiałości. Pamiętam wtedy pierwszy raz zetknąłem się z sagą "Star Wars", nakupowałem żołnierzyków z tego filmu i bardzo chciałem go obejrzeć. Zresztą lubiłem się bawić jako dziecko żołnierzykami różnymi. W młodym wieku dostałem książkę o majsterkowaniu, wszystko chciałem zrobić z niej, ale nie zawsze miałem materiały na to. Robiłem swoim żołnierzykom ruchome kolejki linowe, używałem pudełek po zapałkach i nitek, czego ja nie wymyślałem, prawdziwy majsterkowicz ze mnie był, ale to nie to było moim powołaniem. Do kościoła chodziłem przynajmniej raz w tygodniu albo i częściej, dlatego teraz nie chodzę, bo wysłuchałem chyba wszystkie kazania już. Pamiętam jak raz miałem iść do spowiedzi ksiądz na mnie i kolegów nakrzyczał, że przyszliśmy bez przygotowania, od tamtej pory nie lubiłem spowiedzi i bałem się jej. Teraz się nie spowiadam, bo uważam, ze to Bóg mnie rozliczy nie księża,Bóg jest wszędzie mogę z nim w każdej chwili rozmawiać bez udziału księży, nie są mi do niczego potrzebni.Moja spowiedź przed Bogiem wystarczy by Bóg mi odpuścił grzechy, człowiek tego robić nie musi, bo księża to zwykli ludzie,tacy jak każdy i też popełniają błędy.Takie moje podejście do życia.A co do księży to moim zdaniem powinni mieć legalnie żony, wtedy nie byłoby żon na lewo i nie było by całej tej patologi wśród księży.Teraz będę kończył moją opowieść. Takie to były czasy podstawówki i wczesnej młodości, może kolejnym razem opowiem coś innego....

 Kwintesentny


środa, 18 września 2019

Kolejna Historia nr.12 Bóg na Ziemi

                                         Kolejna Historia nr.12 Bóg na Ziemi

Opowiem wam dzisiaj historie i wcielę się w postać. Przez te wszystkie wieki Bóg ani razu nie zszedł na ziemię. Dlaczego, bo uważał, że z góry wszystko dobrze widzi co dzieje się na ziemi. Jednak co innego widzieć czyjeś życie, a co innego samemu je przeżyć. W 2000 roku miał być koniec świata, tak przynajmniej zapowiadali wszyscy wróżbici, jednak końca świata nie było. Dlaczego spytacie, a to dlatego, że Bóg chciał zejść na ziemię i przeżyć życie jako człowiek, by samemu się przekonać jak to jest być człowiekiem. Dopiero wtedy podejmie decyzje co z ludźmi dalej. W tym momencie narodziłem się ja Robert. Skąd takie imię? Bob po angielsku to Robert. A Bob odwracając ostatnią literę do góry nogami daje literę g,czyli Bog, angielski nie ma znaków polskich więc Bóg to Bog. Teraz wiecie kim jest Bóg i jak ma na imię,po prostu Robert. To była prosta łamigłówka, ale wiele osób się zastanawiało jak Bóg ma na imię to już wiecie. Nie żaden Jahwe czy inaczej, to wymysł ludzi bo nie wiedzieli jak brzmi moje imię naprawdę. Czy po narodzinach wiedziałem, że jestem Bogiem, nie chciałem mieć normalne dzieciństwo i okres dojrzewania, zresztą gdybym komuś powiedział wzięli by mnie za czubka, skończyłbym całe życie w psychiatryku. Lata młodości wspominam miło, były zawirowania jak u każdego nastolatka. Okres dojrzewania był ciekawy miałem powodzenie, bo byłem fajną, miłą i przystojną osobą. No i później zbliżał się ten rok nieszczęsny 2000, pamiętam sam się bałem końca świata, tyle jeszcze nie zobaczyłem w moim życiu. Ale końca nie było, to był raczej początek wszystkiego. Zawiedziona miłość, a później wypadek, jeśli pobicie w swoje urodziny można nazwać wypadkiem. Ale już tydzień przed czułem że coś złego się wydarzy, takie przeczucie, że coś mi się stanie. Nawet rzadziej wychodziłem z domu, ale przeznaczenia nie da się oszukać. Mogłem wtedy zginąć, ale tylko straciłem przytomność, uratowało mnie osłonięcie się ręką, jakby ktoś nade mną czuwał, pewnie anioły, które widziałem dużo później. Tak naprawdę po pobiciu miałem różne wizje w głowie, widziałem rzeczy które dopiero mają nadejść. Czy komuś powiedziałem tak, ale czy ta osoba coś z tym zrobiła? Chyba nie, pewnie nie uwierzyła, dopóki sama nie zobaczyła tego co nadeszło później. Może się bała ujawnić, może już nie żyje,tego nie wiem. Przepowiedziałem co się stanie i nikt z tym nic nie zrobił,a może robi cały czas, okaże się z czasem, na koniec dostanie odpowiednia zapłatę, na taką na jaką zasłużył lub zasłużyła. W roku 2001 gdy miałem wypadek utraty przytomności widziałem coś, co to było, śmierć polskiego prezydenta w samolocie na terenie Rosji, wypadek był w 2010, czyli 9 lat wcześniej widziałem co się wydarzy. To nie wszystko co widziałem, widziałem śmierć w płomieniach mojego szwagra, widziałem wypadek mojego wujka i cioci rok przed tym jak się wydarzył, nic im nie mówiłem bo wiedziałem że wyjdą z tego cało mimo że dachowali. Nie mówię ludziom co się wydarzy, bo po co, nikt nie uwierzy. Czy mogę pomóc mówiąc o tym, nie ja pomagam wysyłając anioły, mimo że coś się ma wydarzyć ludzie żyją, Ci co nie żyją to temu że nie wiedziałem kim jestem wtedy i nie mogłem pomóc jeszcze. Czy prezydent mógł żyć, pewnie by mógł gdyby ktoś mnie posłuchał i uwierzył. To było ich przeznaczenie, a ja nie chciałem i nie mogłem tego zmienić. Mówiąc wtedy komuś o tym nie wiedziałem kim jestem, miałem przypuszczenia, ale jeszcze nie wiedziałem. Zresztą i bałem i nie chciałem się do tego przyznać. Czy uratuję znów komuś życie, jeśli na to zasłuży to tak, tak naprawdę sam się uratuje. Anioły widzą dobrych ludzi i pomagają im wyjść z opresji. Niektórzy z was pewnie oglądali „Dom z papieru” taki serial na netflix, tam profesor przewidział wszystkie ruchy policji chcąc zrabować bank, tak samo było ze mną, gdy miałem zejść na ziemię przewidziałem wszystkie ruchy ludzi, tak ustaliłem, że wszystko musi się udać. Co ma się udać tzw. Boski Plan. Jaki plan jest Boga,tylko Bóg o tym wie. Pamiętacie piosenkę Ronnie Ferrari „Ona by tak chciała”,to boska piosenka,ja ją słyszałem w głowie już wcześniej, chciałem by ten chłopak ją zaśpiewał bo zrobił ją tak jak chciałem, zawsze mnie denerwowało jak ktoś się zachwycał Latte,ja tam piję zwykłą herbatę, pomysł jego zrodził się nagle w głowie bo tak miało być, ma prezent od Boga, czy Bóg nie zna przekleństw, dobrze zna i czasem sam ich używa, więc piosenka jest super ma kopa. Piosenka opowiada o zwykłym dniu Boga tak naprawdę i jego pomysłach oraz zwykłych dniach ludzi. Bóg na ziemi śmieszne dla niektórych, ale prawdziwe. Szatan pokrzyżował mi plany bo to miały być wakacje i szczęśliwe życie,ale może właśnie po to by zobaczyć jakie jest życie ludzi. Odebrał mi ukochaną, zrobił tak, że była z kimś innym, dzieci nie mam, ani żony, ani nawet dziewczyny, ale chyba tak mi dobrze, w końcu wszyscy znają Boga jako samotnika bez żony i dzieci, tak go opisujecie, a w kościele przykładem jest prawdziwa rodzina, trochę dziwne. Może temu ja zrobiłem tak, że tylu teraz jest singli, nie używając żadnej magii. Po prostu otworzyłem kobietom oczy na to z kim się zadawały, z pijakami których nic nie obchodziło, z sadystami bijącymi własne żony, temu tyle kobiet odeszło od mężczyzn. Jednak to nie wszystko, dałem wam technologie która otworzyła wam oczy, dzięki niej widzieliście co dzieje się na świecie,a w jaki sposób to zrobiłem w prosty, dając wam talenty dzięki którym stworzyliście tą technologie, bez żadnej magii i cudów. Może chciałem pokazać chrystusowi, że ludzi można nawrócić na mądre myślenie otwartością i informacjami, zamiast cudami. Ale na wszystko trzeba czasu. Czekaliście na to ponad 2000 lat. Czy widzę co się wydarzy, ja już widziałem, ale czasem widzę nowinki z życia mojego. Ale po co mam komuś mówić jak i tak nikt nie uwierzy, zamkną mnie w psychiatryku, zostawię to sobie. Powiem wam fajnie być Bogiem na ziemi, bo wiem gdzie trafię po śmierci tutaj,a inni różnie mogą trafić. Czy zależy mi na pieniądzach? Pieniądze ułatwiły by mi życie, ale nie są najważniejsze,mógłbym dzięki nim spełnić kilka marzeń ziemskich. Ale ja podchodzę do tego że nic na siłę, widać taki plan sobie ułożyłem będąc w niebie. Nie wszystko muszę wiedzieć bo jakbym mógł być tu zwykłym człowiekiem. Ale wszystko się sprawdza to co przepowiedziałem sobie. Chodzę z tego powodu uśmiechnięty często widząc kim jestem i kim są ludzie, nawet nie wiedzą, że ja wiedziałem jacy będą już wcześniej. To śmieszne czasem, gdy zdajesz sobie sprawę, że wiedziałeś jacy będą. Ale fajniejsze jest to, że chciałem żeby tacy byli. To tak jakbyście byli na ziemi i mieli wpływ na każdego człowieka,nawet nie rozmawiając z nim. Lubię obserwować jak świat się zmienia jak ludzie się zmieniają, to fajne uczucie. Gdy macie wpływ na ludzi, jacy chcielibyście żeby byli to jest super. Są rzeczy o których dowiecie się kiedyś lub wasze dzieci,albo następne pokolenia, ja wszystkiego mówić nie muszę. Mam 43 lata jestem samotnikiem i nie płaczę w poduszkę, że jestem sam. Moje życie zweryfikuje po powrocie do siebie i zobaczę kto błędy popełnił i gdzie. Ktoś odpowie za te błędy, bo to nie były moje błędy. Ja już widzę kto je popełnił. Mniejsza z tym, tutaj was rozliczać nie będę tylko tam na górze. Zobaczą jak to jest jak ktoś na nich te błędy popełni. Tak właśnie wygląda życie Boga na ziemi, takie zwyczajne z błędami swoimi i innych. Tak też żyją ludzie, sami popełniają błędy ktoś popełnia błędy za nich. Powiem wam, coś dentystka leczyła mi zęby, nie wiem czy robiła to specjalnie czy nie potrafiła leczyć,ale na tamtym świecie zobaczy sama siebie, takiego klona i będzie jej leczyć zęby, zobaczy ile bólu musiałem znieść, lekarka przepisała mi furę leków moim zdaniem niepotrzebnych,ale pewnie ma coś z tego skoro tyle pisze,na tamtym świecie cała tą furę leków poda jej klon i będzie musiała wszystkie połknąć, zobaczy jak to jest, jak się bierze tyle leków. Ale tak właśnie jest z ludźmi którzy sami nie doświadczyli na sobie czegoś to doświadczą i wtedy się nauczą być wartościowymi ludźmi. Tak jest w każdym zawodzie. Jak tu policjant wsadzi do więzienia niesłusznie to tam jego wsadzą i zobaczy jak jest, morderca tutaj sam zostanie zamordowany tam, przez tych wszystkich których zamordował. Bogaty który oszukiwał innych by się wzbogacić sam zostanie oszukany i będzie biedakiem. Tak jest po śmierci, tam jest sprawiedliwość. Ci co już tam trafili wiedzą o tym, ci co nie wiedzą już wiedzą. Po śmierci każdego czeka czyściec, bo nikt przed czyśćcem nie trafi do nieba. To trochę wam opowiedziałem o życiu po śmierci. Czy ja się boję śmierci, nie bo wiem co mnie tam czeka, ale nie śpieszę się na razie na tamten świat, bo chce jeszcze was poobserwować. Takie to moje zwykłe dni. Dni patrzenia na was. Czy są anioły na ziemi? Są rok temu dwa razy widziałem, pomogły mi. Wyglądają jak zwykli ludzie, poza jednym drobnym szczegółem, którego wam nie zdradzę. Mogą być kobietą lub mężczyzną,ale jedno je wyróżnia z tłumu, kiedyś się dowiecie, ale jeszcze nie teraz. Czemu Bóg zszedł na ziemię by przeżyć ziemskie życie jako człowiek, jako zwykły człowiek z problemami każdego innego człowieka. Tym akcentem zakończę moją opowieść...
 
Kwintesentny

niedziela, 8 września 2019

Kolejna Historia nr.11 Ludzie są dziwni 

                                  Kolejna Historia nr.11 Ludzie są dziwni 

Opowiem wam dzisiaj jacy są ludzie w dzisiejszych czasach. Jestem na kilku grupach „facebookowych” i lubię się udzielać i patrzeć na zachowania ludzi. Zacznę od wpisu typu „nie poznasz mnie dopóki ze mną wódki się nie napijesz”. Autorka tego wpisu sprzeczała się ze mną że po wódce ludzie mówią to co myślą czyli prawdę, ja się jednak z tym nie zgadzam. Ludzie po alkoholu zazwyczaj popełniają głupoty których później się wstydzą, tylko ciężko się przyznać do błędu. Prawdziwych przyjaciół wódką się też nie zdobywa. Wielu jest takich którzy po alkoholu mówią jesteś moim najlepszym przyjacielem albo bracie mój,a na trzeźwo utopili by cię w łyżce wody. Głupoty które robimy po alkoholu takie jak przygodny seks lub zrobienie z siebie kompletnego idioty czy idiotki to norma, alkohol nie pokazuje całej prawdy o nas tylko ją zniekształca w sposób za który później się wstydzimy lub płaczemy w poduszkę. Więc stwierdzenie że po alkoholu jesteśmy prawdziwi nie jest prawdziwe,wyciąga z nas najgorsze cechy nie pokazując tych dobrych. To nie jest prawdziwy obraz nas samych,często cierpimy z tego powodu i płaczemy po cichu w samotności gdy zobaczymy co narobiliśmy. To na pewno nie jest prawdziwy obraz człowieka nie po alkoholu. Wiele takich powiedzonek zawiera tylko część prawdy w sobie, ale większość ludzi tego nie widzi, widzą to co chcą zobaczyć bo tak im pasuje. Gdy widzę wiele powiedzonek na facebooku i ludzie tym podpierają swoje teorie to niedobrze mi się robi. Te wszystkie powiedzonka typu odwróć się a przyjaciel włoży ci nóż w plecy są tylko w połowie prawdziwe, bo zazwyczaj ci co takie posty wstawiają sami nie jeden nóż wbili komuś w plecy swoimi słowami i obgadywaniem albo nastawianiem ludzi przeciwko tej osobie,dlatego ja takich postów nie wstawiam, bo mnie brzydzą, pokażcie mi osobę która niczemu nie jest winna,która nigdy nikogo nie skrzywdziła, po prostu takiej osoby nie ma. Nie lepiej po prostu napisać do tej osoby, że skrzywdziłaś mnie czemu? Wstawianie postów typu przyjaciele mnie krzywdzą,a jakim ty jesteś przyjacielem lub przyjaciółką, ile ty osób skrzywdziłaś. Facebook to fajna rzecz ludzie powinni się poznawać, rozmawiać ze sobą a nie wstawiać posty typu nie przemyślanych do końca powiedzonek bo maja zły nastrój,one większości nie nastrajają dobrze. A gdy jedna osoba taką głupotę wstawi zaraz kolejna ją naśladuje bo myśli że to ok, też będę cool,w końcu wyrażam swoje uczucia, takie uczucia zostawcie sobie najlepiej. Uczucia pokazywane publicznie powinny być pozytywne, a nie negatywne. Dlaczego, a dlatego, że za chwilę każdy wie jaki mieliście nastrój i jak denni jesteście,nie znajdziecie w ten sposób przyjaciół pozytywnych tylko negatywnych którzy tak samo jak wy będą tylko narzekać, w ten sposób pogłębicie swoją depresję zamiast się cieszyć życiem. Kolejna osoba która zaczepiłem nie chciała mnie dodać do facebooka, bo niby mnie nie zna, a ma tam tylko zaufane osoby,to pytam się po co zakłada facebooka, jest na grupie gdzie ludzie mają się poznać. Wyklucza się jedno z drugim. Skoro proponuje że dodam to także ryzykuje,że to będzie nie odpowiednia osoba,ale czasem trzeba komuś zaufać. Dzisiaj ludzie nie ufają sobie temu uważam, że są dziwni. Tłumaczyła się tym że kogoś dodała i później za tą osobę się wstydziła, czy musimy wrzucać wszystkich do jednego wora. Skąd wiedziała że za mnie będzie się wstydziła,czy robię coś nienormalnego,obnażam się publicznie,wyzywam ludzi? Nie, założyła z góry że może się wstydzić nie znając mnie,wrzuciła mnie od razu do jednego wora z tą osobą za która się wstydziła. Nawet nie zaryzykowała poznać mnie,napisałem jej tylko że powinna się wstydzić za to jaką jest osobą i jakie ma podejście. Czy jeśli idziemy ulicą i przewrócimy się nie wstajemy i nie idziemy dalej, nie próbujemy nadal walczyć by chodzić,tak samo jest z facebookiem,gdy kogoś nie znamy możemy mu dać szanse by się przekonać samemu,najwyżej zablokujemy bo jest taka możliwość. Ludzie którzy zamykają się w wąskim gronie na koniec zostają sami i to oni żebrają później o przyjaźń,ale już jest za późno zazwyczaj. Dopiero rozumieją swoją porażkę po czasie. Ona się wstydziła za kogoś, mi było wstyd za nią, że tacy ludzie istnieją,tacy którzy nie potrafią wyciągnąć dłoni do kogoś,nie potrafią dać szansy. Pewnie ta dziewczyna przez cale życie się wstydzi i będzie wstydziła bo nie ma swojego zdania. Najpierw wstydziła się siebie, później kogoś, później swoich rodziców, że tak ją wychowali,na koniec przed Bogiem będzie się wstydziła jaką osobą była za życia. Dzisiaj ludzie się izolują, zamykają w 4 ścianach, temu się mówi, że kiedyś było lepiej, przynajmniej pod względem relacji między ludzkich. Temu uważam, że dziś ludzie są dziwni i tym akcentem kończę moją dzisiejszą historię...
 
Kwintesentny