Historia14-Moje lata szkoły średniej
To dzisiaj opowiem o latach szkoły średniej. Pamiętam jak miałem problem
z wyborem szkoły średniej. Chciałem iść na elektronikę, ale do szkoły
bardzo ciężko było się dostać, wiele osób na jedno miejsce.Zazwyczaj
dostawali się znajomi lub ci co dali w łapę albo przyjechali ze
świniakiem w bagażniku. Musiałem wybrać coś innego, ogólniak mnie nie
interesował chciałem mieć zawód. Koledzy szli do szkoły kolejowej i
namówili mnie na nią, ale poszedłem tylko ze względu na dział
elektryczny. Gdy staraliśmy się do szkoły trzeba było przejść egzamin
psychologiczny. Nigdy takiego nie przechodziłem trochę się bałem jak
wypadnę i czy zdam. Egzamin trwał godzinę lub dwie,tego nie pamiętam.
Starałem się odpowiedzieć jak na najwięcej pytań. Gdy czekaliśmy na
wyniki, wyszedł jeden z egzaminatorów i wyczytał jedno nazwisko, moje.
Podszedł do mnie uścisną mi rękę i powiedział że cieszy się,że będę w
tej szkole się uczył. Napisałem najlepiej z całej szkoły, nikogo więcej
nie chciał zobaczyć tylko mnie, nie wiem ile miałem punktów, bo nie
pytałem, ale skoro wyszedł by mnie zobaczyć musiał być zdziwiony wielce.
Tak zaczęła się przygoda ze szkołą średnia. Pamiętam, że tato czekał na
to czy się dostałem czy nie,bo miał wyjazd do Gdańska i chciał mnie i
siostry zabrać ze sobą. Ja wtedy mówię do sióstr biegnijcie i powiedzcie
że się nie dostałem, przyszedłem do domu rodzice próbowali mnie
pocieszyć że znajdę inna szkołę. Ja w pewnym momencie się roześmiałem i
powiedziałem, że się dostałem i napisałem najlepiej z całej szkoły.
Pogratulowali mi i wybraliśmy się w podróż do Gdańska. Jechaliśmy starą
"Nysą" , ale było w niej mnóstwo siedzeń. Zabieraliśmy autostopowiczów
którzy wysiadając dawali parę groszy dla nas. Dzięki temu w Gdańsku
mieliśmy swoje pieniądze na lody i inne rzeczy. Spaliśmy w aucie koło
kasyna, pochodziliśmy po molo na drugi dzień i wybraliśmy się na lody
płacąc za nie sami. Sama podróż byłą ciekawa różni ludzie wsiadali po
drodze. Rozmawialiśmy z nimi i żartowaliśmy. Pierwszy rok w szkole
trochę mnie przeraził nadmiarem materiału,w podstawówce aż tyle go nie
było. Radziłem sobie, choć nie za bardzo chciało mi się uczyć, im dalej
nauki tym mniej mi się chciało. Z matematyki zawsze byłem dobry, ale
podejście mojej nauczycielki strasznie mnie zniechęciło, mówiła do nas "
Uczę minimum, a wymagam maksimum", z takim podejściem każdego by
zniechęciła. Pamiętam z niemieckiego fajna nauczycielka była, nastawiała
mi pięć jedynek za brak prac domowych i jeszcze za coś,ale
zmobilizowała mnie do pracy,kazała się zgłaszać na lekcjach i odrabiać
prace domowe. Tak też zrobiłem na koniec roku miałem pięć jedynek i
siedem piątek,dziwna kolekcja ocen. Polubiłem ją i do końca szkoły
miałem dobre oceny z niemieckiego, polubiłem też ten przedmiot. Z języka
polskiego nigdy nie byłem orłem, jedynie z ortografii miałem piątki,ale
styl to mierna lub trójka,nawet chodziłem na korepetycje z polskiego
przed maturą. Sama matura była kiepska, z matematyki jakoś zdałem,z
polskiego nawet lepiej niż na zajęciach w szkole,bo trafił się
romantyzm, który lubiłem,ale ustny to trafiło mi się pytanie z książki,
której w ogóle nie przeczytałem, nawet streszczenia nie przeczytałem,
ale kolejne pytania trochę mnie uratowały, tylko byłem strasznie
zdenerwowany. Wychowawca był fajny, po szkole wybraliśmy się z nim na
piwo i by pogadać, fajny starszy człowiek z zasadami, jak to mówią stara
szkoła. Tyle mniej więcej o szkole i nauczycielach, w szkole było może
kilka dziewczyn na całą szkołę,a tak sami chłopacy, to trochę lipne ale
co zrobisz.W mojej klasie nie było żadnej dziewczyny. Zastanawiałem się
czasem gdzie poznam jakąś. W drugiej klasie poznałem kolegę, który
chodził do tej samej szkoły i był moim sąsiadem, mieszkał obok w bloku.
Ja chodziłem do technikum on do zawodówki, więc nie byliśmy w tej samej
klasie. Zaczęliśmy się spotykać i grać razem w koszykówkę, prawie
codziennie po szkole. Z innymi kolegami grałem w piłkę nożną na dodatek,
nie nudziłem się ciągle miałem zajęcie. Ten kolega w końcu przychodząc
do mnie zaczął chodzić z moją siostrą, wtedy zaprzyjaźniliśmy się
jeszcze bardziej. Wszędzie razem na biwaki, ogniska, imprezy, sylwester
był dla mnie jak brat którego nie miałem. Pamiętam kiedyś brat cioteczny
namówił mnie na biwak,miałem wtedy szesnaście może siedemnaście lat, po
namowach rodziców zgodzili się mnie puścić. Pojechaliśmy co to była za
przygoda,w końcu sam ze znajomymi. Spaliśmy pod namiotami nad taką
rzeką, robiliśmy ogniska, zbieraliśmy sami drewno na te ogniska z
pobliskiego lasu, śpiewaliśmy czasem bo jeden z kolegów miał gitarę.
Później poznaliśmy dziewczyny nowe, mieszkały gdzieś u swojej babci w
przyczepie kempingowej. Pamiętam jak raz zaszedłem z bratem do nich.
Gadaliśmy sobie do momentu aż jedna z nich nie usiadła na przeciwko nas,
w samej bluzce do ud, myślałem, że ma majtki. Ale gdy usiadła i
rozchyliła nogi widać było, że ich nie ma. Byłem strasznie zmieszany i
nie wiedziałem co robić, ewidentnie nas prowokowała. Ja w pewnym
momencie nie wytrzymałem i powiedziałem, że idę już, brat wtedy
został,ale co mnie to obchodziło. Byłem młody nie doświadczony, nawet
palić nie potrafiłem. Pamiętam jak wtedy młodszy ode mnie kolega uczył
mnie palić, bo oni wszyscy palili oprócz mnie. Nauczyłem się wtedy
zaciągać, ale po powrocie do domu nie paliłem. Był taki moment w którym z
kolegą siedziałem w domu i coś nam się udało, byliśmy zadowoleni z
siebie i to ja go namówiłem by iść kupić paczkę marlboro, od tak by
zapalić sobie i wtedy się zaczęła historia z papierosami. Od tamtej pory
paliliśmy już dość często. Czasem gdy coś świętowaliśmy paliliśmy
lepsze papierosy,"Dunhille" albo coś w ten deseń. To były dobre
papierosy nie to co teraz,miały na ustnikach pozłotka, były w
specjalnych ładnych pudełkach i były drogie,prawie dwa razy tyle co
zwykłe papierosy, ale warto było zapalić, co to był za smak, nie to co
teraz, marlboro się chowały przy nich. Czasem kupowaliśmy smakowe, były o
smaku maliny lub czekolady, też były dobre i nie kosztowały drogo tyle
co wszystkie papierosy. Szkoda że teraz takich papierosów nie ma, te
czasy chyba już nie wrócą. Później z kolegą kupowaliśmy od rosjan
"Golden Americany" lub "West". Pamiętam jak moi rodzice nie wiedzieli,
że palimy, mama dowiedziała się pierwsza. Byliśmy na biwaku ja spałem w
namiocie z kolegą, zawsze zapalaliśmy świeczkę, by pochłaniała dym
papierosowy,ale raz mama weszła i nakryła nas. Mówiłem jej wtedy, że
palę od czasu do czasu, nie robiła mi awantury, tato dowiedział się dużo
później. Na osiemnaste urodziny była odjazdowa impreza, kupę znajomych,
wszyscy się napili, pamiętam jak paliłem przy ojcu, ale na drugi dzień
nic nie pamiętał. Kiedyś z nim jechałem autem, wieźliśmy towar do
sklepu,bo mu pomagałem czasem. Poszedł faktury zanieść i pogadać ze
sklepową,ja w tym czasie zapaliłem w aucie, bo na zewnątrz było bardzo
zimno. Przyszedł i pyta się paliłeś,ja na początku zaprzeczyłem,ale
ojciec powiedział mi, chcesz palić pal, ale nie kryj się i od tamtej
pory już wiedział,że palę i paliłem normalnie.Taka moja historia
dotycząca papierosów. Moje pierwsze dziewczyny, na początku ich nie
było. Pierwsza która mi się spodobała to była Basia, biegała na około
bloku i krzyczała, że mnie kocha, ale gdy przyszło co do czego, gdy
chciałem się z nią umówić to się czegoś wystraszyła, więc nie byłem z
nią. Później poznałem kolejne dziewczyny, razem się spotykaliśmy i
rozmawialiśmy,ale ja po Basi miałem mieszane uczucia. Jednak Aśka
dopięła swego, kiedyś szliśmy i spotkaliśmy jej znajomych, a ona
przedstawiła mnie jako swego chłopaka, nie wiedziałem co powiedzieć,
więc nic nie mówiłem. Pomyślałem, że skoro już mnie tak przedstawiła to
może powinniśmy być ze sobą i byliśmy. Pojechaliśmy na biwak, który był
dla mnie koszmarny. Pierwszego dnia pokłóciła się z moim kolegą i
chciała wracać, ale ja powiedziałem, że przyjechaliśmy razem i razem
wrócimy i została. Po kilku dniach była dyskoteka na której się nawaliła
jak stodoła, że jakiś koleś ją wyniósł z dyskoteki by mogła zwymiotować
pod płotem, w tym czasie jakaś barmanka do mnie podeszła i mówi co z
ciebie za chłopak, ja odpowiedziałem jaka dziewczyna taki chłopak, ze
mną nie piła tylko z obcymi kolesiami, których nawet nie znałem. Trzeba
wiedzieć z kim się zadawać. Skoro jej koleżanka do mnie przychodzi i
mówi, że moja dziewczyna poszła do pokoju szefa klubu i jest ostatnia to
co miałem zrobić biegać za nią niech spływa. Tak mnie wtedy wkurzyła na
tym biwaku, że wróciłem z kosmykami siwych włosów, ale zachowałem
spokój, wracając z tego biwaku chciałem o niej zapomnieć i nie widzieć
jej więcej na oczy. Nie wiedziałem tylko jak zakończyć, nie potrafiłem
zrywać z dziewczynami,to była pierwsza moja dziewczyna. Dała mi powód
już niedługo, byliśmy w barze na piwie zaczęła obejmować jakiegoś
kolesia, siadać mu na kolana i mi to wystarczyło,ale najpierw koledzy mi
powiedzieli nie męcz się zerwij z nią będzie ci lżej. Pamiętam
zaszedłem do niej ona w łóżku leżała po szkole, cała poobijana bo biła
się z jakąś dziewczyną, pomyślałem sobie dobije ją bardziej. Mówię
wprost przykro mi, że taka jesteś poobijana i mam nadzieję, że nie
dobiję cię bardziej, ale zrywam z tobą to koniec. Myślałem, że
rozstaniemy się normalnie,ale później się dowiedziałem, że jakiś kolesi
chce na mnie nasłać, żeby mnie pobili. W sumie to nie wiem z jakiego
powodu, dziwna była, aż dziw, że tyle z nią wytrzymałem. Co z tego że
była ładna jak w głowie pustka. Później kolejna impreza na której
poznałem Ulę,niby fajna poukładana, ale strasznie nudna. Czułem się z
nią strasznie obco i sztucznie. Była blondynką wyższą ode mnie o kilka
centymetrów,niby wszystko ok było do momentu aż pojechaliśmy razem na
biwak. Już przed wyjazdem podniosła mi ciśnienie, mieliśmy jechać o
danej godzinie, ale ja się trochę spóźniłem z powodu tego, że pomagałem
ojcu. W końcu to on dał samochód na wyjazd to co miałem zrobić.Jak
zajechałem po nią od razu awantura, tak się zdenerwowałem, że o mały
włos wypadku nie spowodowałem, ale co ją to obchodziło. Na biwaku wielce
obrażona nawet zatańczyć nie chciała na dyskotece. Kolejny dzień już
wydawał się normalny do pewnego momentu. Kolega siedział w moim aucie i
chciał coś pokazać mi, a ja stałem obok obejmując ją, wsiadając do auta
nadal ją obejmowałem i ręka automatycznie zsunęła się na tyłek,
krzyknęła zabieraj tą łapę i to wystarczyło mi by była skreślona u mnie
już. Wiedziałem w tym momencie, że z nią nie będę już żeby nie wiem co.
Grzecznie ją za to przeprosiłem zabrałem rękę i wiedziałem że to nie
jest kobieta dla mnie. Ktoś kto ma uczucia do kogoś nigdy by się tak nie
zachował. Jej najlepsza koleżanka próbowała nas pogodzić,ale
powiedziałem jej, że nic z tego. Wtedy zacząłem się spotykać z najlepszą
koleżanką Uli, czyli Kasią. Nie chciałem jej robić pod górkę i stawiać w
niezręcznej sytuacji dlatego spotykaliśmy się, ale nie byliśmy ze sobą,
lubiliśmy swoje towarzystwo rozmowy. W pewnym momencie bardzo nam
zależało na sobie, poszliśmy na imprezę i wyszedłem z kolegą po alkohol
do nocnego i mówi czemu nie spróbujesz. Właśnie wtedy spróbowałem, gdy
wróciłem ze sklepu mówię do niej musimy pogadać. Mówię do niej, wiesz
spotykamy się może spróbujemy być ze sobą, ona do mnie powiedziała
tylko, myślałam że nigdy się nie doczekam i usiadła mi na kolana i
zaczęliśmy się całować. Z Kasią byliśmy długo ze sobą, było nam
dobrze.Rozeszliśmy się po jakiejś kłótni, byłem strasznie zazdrosny o
nią, zresztą dawała mi powody, byłą trochę flirciarą, ale kochała mnie
myślę. Po rozstaniu zeszliśmy się ze sobą, ale dopiero jak wyszedłem z
wojska, ale to inna historia. Po Kasi nie chciałem być z nikim, aż do
momentu, gdy poznałem Sylwię. Zrobiła na mnie pozytywne wrażenie u
kolegi, którego odwiedziłem. Umówiłem się z nią na biwak. Pojechaliśmy
większą paczką, było fajnie.Spaliśmy w tym samym namiocie czułem
bliskość, coś czego mi brakowało. To była szaleńcza miłość,to z nią
przespałem się pierwszy raz. Zakochałem się po uszy. Byliśmy długo do
momentu aż poszedłem do wojska,ale to już inna historia. Gdy skończyłem
szkołę i poszedłem do pracy czasem przychodziła po mnie to miłe było.
Tak samo ja martwiłem się o nią namawiałem na dalszą naukę chciałem by
miała coś więcej od życia. Myślałem, że będziemy już ze sobą zawsze.Los
bywa jednak inny niż planujemy. Czy podobałem się dziewczynom, chyba
tak, czułem jak wiele dziewczyn ma na mnie chęć, ale nie można mieć
wszystkiego. Na imprezach zawsze byłem w centrum zainteresowania.
Lubiłem tańczyć i dobrze tańczyłem. Kiedyś podczas tańca jedna
dziewczyna miała chyba orgazm, bo cała drżała mi w ramionach i
przewracała oczami, mogłem wykorzystać tą sytuację, ale nie zrobiłem
tego. Wykorzystał ta sytuacje mój kolega bo poszedł z nią do łazienki,
gdy wyszedłem później widziałem porwane rajstopy, więc wiadomo co było.
Wielu sytuacji nie wykorzystałem, ale temu, że nie chciałem i wcale nie
żałuję. Nie każdy jest dla każdego. W wolnym czasie robiliśmy ogniska
lub imprezy domowe i było fajnie. Pamiętam na takiej jednej domówce
tańczyłem z dziewczyną trochę wyzywająco co skutkowało zazdrością innych
dziewczyn. Później tańczyłem z siostrą i mówi do mnie weź się uspokój
bo już was obgadują. Ja mówię do siostry to zaraz im zamknę jadaczki,
pytam się która najbardziej obgaduje. Następny taniec podszedłem do tej
która najbardziej obgadywała i zatańczyłem jeszcze bardziej wyzywająco,
nikt już więcej nie obgadywał, oczywiście że ręce wylądowały na
pośladkach a jakby inaczej. To zazdrość kobieca działa tak, że obgadują
jedna drugą, bo każda by chciała tak samo. Czemu tyle dziewczyn chciało
ze mną być, bo moje związki były super, a one tak nie miały i chciały
mieć tak samo, zwykła zazdrość. Temu tyle kobiet ładuje się w związki z
żonatymi zamiast poszukać kogoś wolnego. Teraz gdy jestem sam nikogo nie
widać, ale gdyby ktoś był zaraz by się zleciały sępy. Takie było moje
życie za czasów szkoły średniej, z wieloma zwrotami akcji.Takie historie
zwykłe i niezwykłe.....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz