Kolejna Historia nr.6 Sen
Miałem dziś sen. Śniło mi się,że
znajomi zabierają mnie gdzieś.Mówią,że muszę z nimi iść.
Myślę co tam idę. Zachodzę do takiego pokoju, pytają mn się
mnie o różne rzeczy,a następnie ubierają w strój zomowca.Na
początku dziwi mnie to, bo po co, ale ubieram. Strój ciężki jakby
ważył kolo 20 kg. Później chwila uwagi i karzą razem iść
gdzieś. Idziemy zachodzimy w takie ciemne miejsce stoimy, palimy
papierosy i rozmawiamy. Po chwili znikaja mi z pola widzenia. Biegam
szukam ich i w końcu znajduję kolo takich garaży. Pytam sie czemu
uciekliście, ale nic nie odpowiadają. Ukryli sie i czekali co będę
robił tak wywnioskowałem. Nadal próbowałem się dowiedzieć
czemu uciekli, a oni mówią cicho ktoś idzie. Z za garażu ktoś
wychodzi jakiś nieznajomy. My w ukryciu nagle jeden ze znajomych
łapie za długi kij i do tego gościa, który wyszedł, zamachnął
się i próbował uderzyć. Ja mówię co robisz,zostaw go. Nagle
znajomi zaczęli uciekać, mnie zosatwili samego, ten gość do mnie,
ja próbuję mu wytłumaczyć, że ja nie miałem zamiaru go okładac
niczym.W końcu odchodzę ubrany w strój zomowca i w kask milicyjny
z tamtych czasów, cały ten ubiór dość ciężki był. Idę i nie
mogę znależć drogi do domu, skaczę przez jakieś ogrodzenia.
Stoję kolo jakiegoś stawu i zmęczony ciężkim strojem zdejmuję
chełm milicyjny i biegnę bez niego, rozglądam się po numerach
domów, bo nie mogę znaleźć swojego, tak jakby wszystko się
zmieniło. Ale w końcu niby znajduję numer domu i wchodzę do
niego.Wszystko wydaje się inne. Światła reflektorów, głośna
muzyka i ludzie z telewizji, tak jakbym, byłw jakimś studiu, trochę
przypominało mi "BigBrothera". Jeszcze jakiś koleś na
schodach próbuje mnie zatrzymać, ale spycham go w dół. W biegam
do pokoju, a tam cała moja rodzina siedzi. Zmarły szwagier,
sisotry, wszyscy których dawno nie widziałem. Pytam się co tu
siędzieje, a oni do mnie nie pamiętasz? Ja mówię, ale co? Jakiś
koleś wojskowy, siedzi i mówi wiesz co masz zrobić? A ja mówię
tak zapalić. Chce mnie poczęstować papierosem, ale ja mówe mam
swoje. On mówi tym razem zapal mojego. Jego były większe i
dłuższe,jakiś sens to miało,może chodziło o życie, że ma być
większe pełne urozmaiceń i dłuższe. Podeszłem wziąłem i
zapaliłem, wyglądało jak cygaro. Usiadłem i pytam się co tu
robicie, a oni czekamy na ciebie. Siostry się uśmiechały, szwagier
patrzył i nic nie mówił. Zdałem sobie sprawę, że przez te
wszystkie lata pracowałem dla wywiadu polskiego, byłem tak zwanym,
punktem orientacyjnym, wokół którego wszystko się kręci. Takie
połączenie świata realnego, z nie rzeczywistym, jakby to była
jakaś wyższa technologia. Ja jako punkt centralny jak słońce, a
reszta kręci się wokół mnie. Nie wiem jak to wytłumaczyć, jakby
to co ktoś zrobi zależało także odemnie. Jak siatka powiązana ze
sobą, ruch jednej osoby oznacza ruch innej osoby. Wszystko miało
trwać krótko, ale trwało dłużej z powodu komplikacji. Zacząłem
mówić do wszystkich, że to co dziś jest w kraju to dzięki mnie,
nawet programy telewizyjne. Oni patrzyli tylko kiwali glowami i
mówili wiemy. Wszyscy siedzieli na około na sofach i przyglądali
mi się. Ja zdawałem sobie sprawę, że czekam na jeszce kogoś, a
dokładnie na swoją żonę z dziećmi. Czekałem i czekałem, ale
się nie pojawiali,byłęm ciekaw czemu, ale widać tak musiało być.
Może to miała być niespodzianka jakaś myślę. Siedzimy i
zaczynamy rozmawiać o różnych rzeczach. Czemu im nic nie
powiedziałem, że pracuję dla wywiadu, ja mówię czemu wy nic nie
powiedzieliście, ale zdawałem sobie sprawę, że od tego zależało,
bezpieczeństwo całej operacji. Zdałem sobie sprawę, że cała
rodzina była w to zaangażowana. W pewnym momencie czekając na żonę
i dzieci, obudziłem się i zacząłem pisać, pisać o swoim śnie,
oczywiście paląc papierosa....
Kwintesentny